w którym wariacje na twoim tle
nie pozwalają zasnąć ani się obudzić
porą odpowiednią do życia
nie masz początku tym bardziej końca
jesteś tak głęboko w głowie
że aż boli
...boli nad wyraz przyjemnie
jest słodko na tyle żeby objawy mdłości
zostały proporcjonalne do kochania
gdziekolwiek zechcesz
prócz hoteli nie naszych obecności
...i latać mimo niewiary w anioły
czy te z kościoła czy te bezpośrednio z ulicy
z nadwagą makijażu spadającego ołtarza
pod wychłodzone stopy
jesteś jak przekleństwo
wiara za którą umrzeć to nie takie proste
dla powszedniego zjadacza chleba
wartego tyle co pole z plonem ugoru
do nieba nie dojdę bo nie ma takiej drogi
przez piekło jaką wywołuje tęsknota
ile razy do ciebie dzwonię
mam wrażenie że z każdą minutą umieram
więc proszę przytulaj mnie przy byle okazji
tak mocno żeby wycisnąć czas bez nas
w smak kawy i czegokolwiek
czym możemy rankiem napełnić żołądki
...i oczy