znikają w ciemnych kątach
albo idą przed domy
i mokną
by gdzieś tam
poza zasięgiem codzienności
móc dzwonić
w wyciszonych rozmowach półsłowia
nawiązać kontakt głosowy
z kimś niecenzuralnym
odległym
i jednocześnie bliskim
chwili na którą czekali latami
udając szczęśliwych
rumienią się po każdym westchnieniu
pragnąc niknąć pod parasolami
wiadomości z szuflad
wyobraźni
które zamykają na klucz
i wieszają jak święte medaliony
blisko serca
tak żyją w drodze do obcych miast
hoteli wynajętych dyskrecją
zrozumienia ich miłości
i giną
jak ćmy w ogniu gardzących języków
za kochanki i kochanków
ludzi niespokojnych