Ja, jak każdy
Mam duży stół i marzę o tym
jak rąbiesz go ze złości
I łamiesz nogi na pół.
Na koniec podpalasz ten stos
pytając bardzo powoli:
Co jest najważniejsze w życiu?
Bardzo długo milczysz.
Mógłbym pomyśleć, że zamilkłeś na amen.
Ogień głośno trzaska, rozjaśnia to dziwne pomieszczenie.
W końcu spoglądasz mi prosto w oczy,
jesteś zdecydowany i pewny.
Chwytasz narzędzie zbrodni i robiąc krok w moim kierunku
odpowiadasz krzykiem samemu sobie:
Nie bać się śmierci!
Unosisz ten topór i podajesz mi go
mówiąc tym razem z uśmiechem:
Miej odwagę walczyć z kornikami nawet za cenę istnienia.
Bum! Chwila otrzeźwienia.
Wracając do rzeczywistości (czy iluzji?)
besztam siebie za radykalizm
I zastanawiam się jak uratować ten cholerny stół
który od początku istnienia gnije z kornikami.
P.S.
a jak tam Twój?