bo czasu mam tyle o ile
pozwolą
a potem
łaskawie dożywając poranka
marudzę do słońca
żeby wolniej się przemieszczało
bo nie wiem jakie nocne licho
zmieni ptaki na nietoperze
wciskając je w pierze
jak oddech
jak wiersze wypełniające szpary
popękanych sufitów
cichych myśli
nie dozwolonych w snach