Spotykam ciszę
To dziwne...
Nie jest natrętna
Nawet nie męczy
Jest jak przystań
Gdzie zmęczona dusza
Szuka odpocznienia
Jest azylem dla mych myśli
Czymś wyrwanym, jak z kontekstu
Cholernego realizmu
Ona w lot układa w słowa
Moje myśli i intencje
Jej powierzyć mogę wszystko
Nie pochwali i nie skarci
Najważniejsze, że jest ze mną
Lubię kiedy tak przychodzi
Cicho...prawie bezszelestnie
Jednak czasem mnie zabija
By za chwilę mnie odrodzić
Odkryć we mnie co zakryte
Kiedy oczy me przeciera
Wdziera się do moich myśli
I rozbiera je do naga
Czy jej nie wstyd?
Cisza wstydu nie posiada