fioletowe ziarno kwitło na tysiąc sposobów.
pakuję w siebie wolę, staję pod górą,
zabieram ze sobą brzuch-
jest okrągły, pęcznieje i żyje mną.
przechodnie pytają czy pomóc.
nikt nie spyta przecież, w jaki sposób.
ludzie pchają za mną kamienie-
nie widzą, że najtwardszy kamień
urósł właśnie we mnie.
w końcu ktoś podbiega,
mówi, że z tym brzuchem
nigdy nie wejdę na szczyt.
krzyczę: przecież to ziarno
upadnie tu, zginie.
potem wśród ostrych skał
wyciska go-
na środku drogi, w ciszy
rodzi się
życie.
Po więcej zapraszam na FB lub blog: porzeczkowe słowa