w najciemniejszą noc, zda się najbardziej tajemną
o Luno! Pod niebotycznym tchnieni rozkazem,
noszeni zmysłami-silnym, tkliwym mirażem,
nie bacząc na przeszkody, jak duch przenikamy,
rozbryzgując w rytm księżycowy pył stopami.
Tu unoszą się jedwabiste kwiatów woni,
chcesz zerwać wszystkie, choć nie mieszczą się w twej dłoni,
rozproszone w przedziwnej harmonii i zgodzie
piękniejsze niźli w cesarsko - chińskim ogrodzie.
Upojony zapachem, chwytasz moją szyję
z nagłej trwogi, iż przybrzeżna fala nas zmyje,
kryjąc instynkt drapieżcy, rwiesz nicości kleszcze,
postać się zaciera, ty niesycon jeszcze
patrzysz z żalem, jak szkwał swą ofiarę porywa
w blady świt, co pól baldachim siwy nakrywa.
Słońce śląc sułtańskie skarby - entuzjazm studzi
lunatyka z sennego letargu wnet budzi
półprzytomny weryfikuje odgłosy dnia,
nurzając się w czynnościach, które od dawna zna.
Lecz w mroczną noc, znów zrodzę się siłą tajemną,
więc ciężkie powieki zmruż, a przyjdę na pewno.