Gdzie nawet tęcza tu rzadko zagląda
Tęsknota rysuje wspomnienia
przez wieki dni długich,
słonecznych, upalnych bez cienia.
Bez przebaczenia, w żalu pustki.
Z pragnienia wołanie ze szczelin,
Gdzie listek zielony cudem ocalał,
A wiatr przegonił oddechem
Chmury te jurne, nieładne...
W szorstkiej, spękanej pościeli
Zapomnianego dna koryta
przez wodę i niebo bezchmurne
Życie uciekło przez palce bezradne.
I spadło kropel kilka na ziemię,
Lecz to nie woda, nie deszczem pada
To łzy etatowe nadziei, cierpienia
Z oczu stęsknionych Anioła
Co zmysły za życia postradał.
Odszedł jak woda w korycie płynąca
Bo nie mógł już czekać
Powolnego końca
Miłości istnienia
A rzeka epizodyczna,
silniejsza od niego trwa
W swojej sile fizycznej
Przez wieki zmarszczki hoduje tęsknoty
Bo wie, że choć rzadko
Lecz bywa, że znów
łza etatowa
Kiedyś wypełni tu pustkę na chwilę
Swą bryzą
A odchodząc zostawi nadzieję
Na cud, na epizod...