Hotel Victoria, a na szczycie apartament
w nim aerozol rozpylano z pomarańczy,
tam dziwny człek i dziwny jego temperament,
jakby przez całe życie idąc tango tańczył.
Gdy źle się działo tam od środka się zamykał
i nikt nie wiedział -bo obcym zakaz wstępu
jedynie lokaj z nową wódką i muzyka,
akompaniament w głowie z rauszu do występów.
W apartamencie lustro na gościa życzenie
-kompan do wódki i odbicie jego trosk
zwierciadło co przyjmuje zażalenia,
odbicie w ramie, jakby on a przed nim kiosk...
Muzykę słyszał gdzieś po trzeciej wódki szklance
wtedy do tańca go zrywała główna kość
i przed tym lustrem rozkoszował się swym tańcem
wczoraj polityk, dzisiaj incognito gość.
Z głową do góry i przed siebie w górze ręce,
jak w polityce kroki: w przód, i w bok i w tył...
jakby przez chwilę mógł o wiele, wiele więcej
i wiele więcej wart przez chwilę chociaż był.
Dnia tego głośny był akompaniament
i nawet kroki już próbował na balkonie
i w transie myśli własnych zaplątany
owinął się w wiszącej tam zasłonie.
Nieznana siła do barierki parła w przód,
muzyka dalej grała w głowie lecz inaczej
bo chociaż rytm był inny i treść nut
to wiedział, że w tym rytmie się nie tańczy, ale skacze
...I poszybował w dół z muzyką nieprzerwaną,
i zawinięty w grube płótno tej kotary
w ostatnich taktach słyszał ciszej jakby piano...
tamtego tanga argentyński dźwięk gitary.
Tak się skończyła incognito polityka
i incognito romans z tą balangą
nie wszystkim służy kiedy piją wszak muzyka
bo możesz trafić na ostatnie w życiu tango.
Blazej Szuman