zaciskają powieki dłoni na szyi kryształu
i dzielą się obcym morzem, co odpływa z ciała
"Kto mnie zrozumie, że musiałem gwałcić słowa
by związać swój popiół z jej ogniem latarni
by wytrzeć kałużę światła, która po niej zapragnie
krzepnąć i ciemnieć na brzuchu mojego łoża"
Dziś toast na zgodę za stracone żywioły i morza –
czas cieknie im z oczu i topnieje szkło
łzy przez rozpacz tłuczone rozpryskują się
w szczęściu wezbrane przez zło:
"Czy zechcesz mi rękę oddać za żonę?"
Są przedmiotami, które czas zniekształca: "Czasem ulatniam się w części
a czasem twardnieję
wszystkie skłócone stany i zmysły się łączą
gorycz się śmieje
a władzę umacniam dzięki twoim oczom"
Ich dłonie mrugają, gdy siedzą przy stole
płucom przyszłości oddech zapiera –
wino pokoleń spływa po brodzie
i wsiąka w powietrze i wodę –
umiera pamięć toastem zabita
"W tym kraju już nigdy spokoju nie zaznam
byłam dziewczyną, nie jestem kobietą
Choć nerwy wspomnień wypite
twoje ścieki zmieszałam z czystością
swojego napoju
i nie jestem bez winy –
ulicami moich żył brudne rzeki płyną
Płaczę, dowiedziałam się wreszcie
jak smakuje to wino"