Gdzieś na prawym mapy skraju
ptak mu śpiewał o poranku,
i cukrowy konik brykał,
tuberozy stały w dzbanku.
Spotkał muzę pomyślności
na jarmarku pod Wawelem.
Strofy składał tu z wieszczami
i niepewność splótł z weselem.
Jego serce szczerozłote
zaplątane w dzikim winie
poszło drogą za widnokres
zboże mleć w niebieskim młynie.
Przyjdą dni, których nie znamy,
i powstaną tomy wierszy.
Ze wszech figur w korowodzie
kto dorówna mu, kto pierwszy.
Pomarańcze, mandarynki
i spowiedź bez rozgrzeszenia.
Świecie nasz, tę jasną postać
ocal nam od zapomnienia.