stała na rogu jak zawsze.
W ręku trzymała ten swój cholerny parasol,
jakby wiecznie padał deszcz,
jakby wiecznie się przed nim kryła.
Jej zachowanie niczego nie zdradzało,
bo też go nie było.
Po prostu stała i się gapiła,
a gapiła się jedynie przed siebie.
Nawet nie wiem, czy mrugała,
bo jej twarz wygląda ohydnie,
zupełnie niczym wyprana
z wszelekiej emocji,
więc nie chiałem na nią patzreć.
Dziwna jest ta kobieta,
choć w tym wszystkim
dziwniejsze jest to, że
idą c do sklepu zawsze ją mijam.
I nie chodzi o to,
że nie mogę pójść inną drogą,
po prostu coś mnie tamtędy ciągnie,
jakby coś chciało mi o niej przypomnieć.
I nie mówię tu o jakiejś sile wyższej,
bo wygląda to na moją podnieconą ciekawość,
Która pragnie połączyć się z czymś,
co stoi z tą kobietą.
A nawet z nią nie stoi,
Tylko nią jest.
Sam już nie wiem,
czy chce tę kobietę jeszcze zobaczyć,
choć może przekonam się to tym,
gdy pójdę wieczorem po piwo
I w drodze do sklepu ją zobaczę.
Jednak teraz postaram się o niej zapomnieć,
tak jak ona zapomniała o złożeniu parasola