Mróz wypełza na świat.
Zbyt długo zwlekające liście
Błyszczą lodem
Pośród gwiazd.
Szalony wiatr
Na moich oczach rozwiewa
Zbutwiałe resztki traw,
Omywa pospiesznie omszałe
Pnie mokre od deszczu.
Ziewam, siedząc przy otwartym oknie,
Ale nie marznę i nie zasypiam.
Wpatruję się w ciemność,
Rozjaśnioną nieco nieśmiałym szronem
I czekam
Aż zgniliznę zastąpi
Zima.