Samotności znienawidzony otula mnie znów szal
A serce przygaszone, podeptane, osamotnione
W morzu łez całe szlachetnie tonie
I w oczach umiera mój mały świat, bezduszny, niewdzięczny wciąż od tylu lat
Błąkam się, szukam, tracę nadzieję
Ileż zła w tym okrutnym mieście się dzieje...
Wypatruję bezskutecznie jakiejkolwiek dłoni, co tak po ludzku, bezinteresownie mnie przed tym jadem uchroni
Zamykam się w sobie, zamykam się w domu
Z dala od wszystkiego, zostawcie mnie w spokoju
Iskierka na lepsze dni jeszcze delikatnie się tli
Modlę się o nie, modlę co sił
Wierzę, że los kiedyś zacznie mi sprzyjać i nigdy nie powiem już więcej, żem ja niczyja