Wystarczy kamień pod nogami i znów mijam swoje odbicie że spuszczonym wzrokiem
Wstręt na psychice rozlewający się też po ciele, upadków będzie jeszcze wiele
Obłudnie wypędzam z siebie swoje demony, lecz one wracają niosąc kolejne smutku tony
Plątam się w swoich sidłach słabości i cały czas zastanawiam, czy niezachwiany uśmiech na mojej twarzy jeszcze kiedyś zagości