nie opodal starego skrzypiącego
dębowego płotu rośnie sobie z boku,
róża czerwona w płatkach dużej ilości
ozdobiona.
Powabna i dość młoda.
Zapachem mnie czaruję,więc się na nią
wdrapuję.
Pragnę dotknąć chodź jednego płatka,
lecz droga wcale nie gładka.
Bo co jeden kolec tym gorzej kuje,
aż straszny ból na ciele czuję.
Nie odpuszczam.
Pnąc się wyżej ,mina skrzywiona-
znów to samo ,tym razem mocniej
zabolało.
Spoglądam wstecz ,spoglądam w dal
mija cały żal.
Kolec me serce skrył.
Róża na ziemie upada schylona,
czerwienią krwi ubrudzona.
Prysnął czar,prysnęła ona,
Do czarnej ziemi zasnęła wtulona.
Nie biedna..
Nie chora..
Zaś stracona.