Idzie człowiek, walką już zmęczony.
Sucha laska cicho o bruk stuka,
Idzie drogą i schronienia szuka.
Kto otworzy, gdy pod drzwiami stanie?
Kto odpowie na jego wołanie?
Kim ty jesteś zbłąkany wędrówce?
Co rzuciło cię na takie manowce?
On samuraj, ale już bez pana,
Zardzewiała u boku katana.
Ciężko znosi profesję ronina,
Już ostatnia nadchodzi godzina.
Nikt już prawa do niego nie rości,
Sam czoło stawia swej własnej słabości.
Był potrzebny, gdy był silny, młody,
Zapraszały go gejsze, do swojej pagody.
Teraz, kiedy stał się niedołężny,
Nikt już nie pamięta, jaki on był mężny.
Wdzięczność ludzka, dobra lecz nietrwała,
O roninie dzielnym zapomniała.