zrobiła.
Najpierw słońcem uraczyła
potem deszczu dołożyła.
Ale nie wystraszyła mnie
tak łatwo nie uda jej się,
pogonić z dworu mnie.
Dopiero co na spacer
wyszłam i tak szybko mam
wracać.
Ani mi się śni z kroplami
sobie pogadam, bo ludzie
uciekają a ja na ławce siadam.
Czerwona sukienka już w
kropki się robi , ona także
się nie broni.
Cóż, nie wzięłam parasola,
Wszędzie wkoło coraz bardziej
mokro.
I park na szary odcień zmienia,
niebo się chyba gniewa.
Patrzę sobie przed siebie,
zielone drzewa sprzyjają oczom
i z nadzieją się jednoczą.
Tak tu spokojnie nieważne
czy zmokne.
Mostem podąża stado samochodów,
robiąc przy tym niezły szum, jadą
tak niczym długi sznur.
Rowerzysta jedzie chodź mu ciężko
w ten deszcz i na hulajnodze ucieka chłopiec.
A ja w końcu się poddałam i także
z ławki wstałam.
Mokre włosy już kapać zaczynają
niedługo kałuże zrobią.
Skąpałam rozgrzane myśli letnim
deszczem, teraz chłodniej wracać.