Czlowiek sobie szedł
Kopał doły zakopywał
To dawało chleb
Widział korowody smutku
Najadł się rozpaczy
Patrzył ciepło czasem chłodno
Czas mu to wybaczył
Teraz niosą właśnie jego
Lecz nie ma grabarza
Choć miłował i szanował
Brakło kalendarza
Aby ktoś zanim zapłakał
Garstkę rzucił ziemi
Mimo że to swoich chował
Swoich między swymi