Gdzieś daleko
zeszłaś do mnie
schody niebios
pod stopami
winny jestem
bo wzywałem
a tańczyłaś
z aniołami
sama wiedźmą
się nazwałaś
czym bardzo
zraniłaś mnie
wszystko co
się wydarzyło
to uczucie
a nie blef
jeśli dałaś
nie zabieraj
mi nadzei
zostaw ją
gdzieś tam
w czasie
w moich myślach
będę pielęgnował to
co żyje ciągle
we mnie
i nie umrze
pókim żyw
nie odetnę
nie oderwę
to nie był
szaleńczy zryw
nie chcę dramy
nie chcę stresu
chcę spokoju
w życiu mym
namiętności
i czułości
pląsu dusz
w miłości rytm
zrozum
serce barbarzyńcy
ono już
nie zmieni się
łańcuch
co mój umysł pętał
już zerwałem
żarzył się
mam Cię w myślach
czuję szczęście
wiem że jesteś
wielbię to
i przestaję
już tu pisać
czas na zmiany
w przyszłość krok
Podczas trwania obecnej weny, którą udaje mi się utrzymać od 54 dni, moja ekspresja szła w kierunku eksponowania bardzo osobistych uczuć. Mniej obserwowałem świat zewnętrzny. Tu wrzuciłem tylko część tego co stworzyłem ostatnio, dwa utwory nawet usunąłem, bo były napisane stricte dla jednej duszy. W zasadzie wszystkie są dedykowane osobiście, ale część zachowałem dla siebie, a część napisanej poezji po prostu musiała ujrzeć światło dzienne, więc publikowałem ostatnio często. Od dzisiaj jednak chowam się z powrotem w siebie. Zamykam za żelaznymi wrotami, na wielkie żelazne sztaby i olbrzymie kłódki. Muszę stoczyć teraz szereg wewnętrznych bitew, bo to co teraz będę tworzył ma nadrzędny dla mnie cel. Świat może zaczekać. Na pewne etapy życia muszę zaczekać i ja. A na pewne zapracować. Po prostu muszę zacząć wspinać się po schodach, po których ktoś do mnie zszedł ;-)
Wiem już jak pielęgnować wenę. Wiem skąd ją czerpać. Została moją niewolnicą i Panią zarazem. Ciekawe uczucie. Czas to wykorzystać. Do zobaczenia za jakiś czas :-)