ciepłą łzę z twarzy dziecięcia ocieram,
idę za głosem, dźwięcznym chociaż cichym,
co płochą myślą, słowem we mnie wzbiera.
Widzę dziewczynę jak wyciąga dłonie,
jak się pochyla i drugiej podaje,
i choć dym wokół, chociaż płonie ogień,
ona trwa przy niej i przy niej zostaje.
Szukając prawdy spotykam ogrody,
gdzie nie fruwają motyle i ptaki,
a u podnóża marmurowych schodów,
ktoś jakby westchnął, albo to szum wiatru.
Szukając prawdy dotykam pierścieni,
ociekających pogardą i kpiną,
biorę do ręki grudkę szarej ziemi,
nad te klejnoty jest mi wiele milszą.
Szukając prawdy mijam wodospady,
co jeszcze wczoraj przepaściami były,
patrzę na ludzi co na przekór prawu,
dobro i piękno wytrwale chronili.
Szukając prawdy idę po kamieniach,
w jasnej koszuli, wytartych sandałach,
idę za światłem, głosem co rozbrzmiewa,
za pieśnią echem błądzącą po skałach.