szumem odpowiadał.
Pukałam, znowu szmer.
To myśli kaskada.
Jedna się przedziera
przez drugą.
Srebrny księżyc
leciutko mrugnął.
Oświetlał bramę,
przed nią most szeroki.
Tam płynęły sny
jak leśne potoki.
Oczekiwania i marzenia
o kluczu do szczęścia.
Latami czekałam
w anielskich objęciach.
Dotykałam skrzydeł
delikatna, ostrożna.
Tylko patrzył w oczy
i szeptał „Nie można”
Chciałam wzlecieć szybko
ponad rzeczywistość.
Posmakować prawdę
niby oczywistą.
Anioł znów spojrzał
i szepnął. -Kochana.
-Wzleciałbym ja z tobą,
lecz to nie ta brama.