na polanę wśród świerszczy i gwiazd,
najpierw zdejmę ci białą sukienkę,
niech okryje księżyca ją blask.
Uśmiech słodki rozkwitnie przemile,
będzie igrał nam z pieszczotą warg,
spada stanik a nocne motyle,
przyfruwają i niosą go w dal.
A z policzków niewinny rumieniec,
za figami popłynie do stóp,
będę patrzył przez chwilę na ciebie,
urzeczony, jak gdyby na cud.
Kiedy wtulę cię mocno do siebie
i ułożę wśród kwiatów i traw
z przymkniętymi oczami będziemy,
dotykali kobierców i gwiazd.