W oknie ciemność, z tunelowym światełkiem ulicznej latarni i twarzą odbijaną w szybie<br />
Jest luty majowo-czerwcowy.<br />
Z myślami w południe schwytanymi w białej klatce wspomnienia, przewiązanej<br />
Atłasową czerwoną wstążką mieszkasz na dnie. Nie kochasz, nie pragniesz, nie myślisz, Ty&#8230;<br />
Nie mój. W zapachu deszczu, w późno wiosennym dymie, w sferze prawie zakończonego dnia pozostałeś.<br />
Usta co noc szepczą, nie o Tobie. Dłonie szukają w mroku oparcia, nie Twoich ramion.<br />
Serce, kruche jak lód, zlepione na nowo, gęstym malinowym syropem lekko drży, boi się. Nie Ciebie.<br />
Mam wargi, wciąż malinowe, co kłamią nucąc słodką melodię. Oddają przysługi, marzną na mrozie, łączą się w tańcu, przyjemnym uścisku gorzko-piekących pocałunków. <br />
Mam źrenice, w kolorze karbonu, w przepaść wciąż spadające, tonące w odmętach aksamitu. Otoczone morzem, mozaiką różnobarwnych kamyków, jak w rzymskim ogrodzie istnieją, po środku.<br />
Mam stopy, zimne, stęsknione, niemożliwie trwałe. Pod dłonią miękną, kołyszą małymi palcami i giną w uścisku, biegną czując mokry piasek w ciepło- chłodnej wodzie, zanurzone po kostki, otoczone mokrą nogawką.<br />