w zagubiony wpada mrok,
deszcz zaczyna lekko kropić,
obmywając dziecku pot.
Idzie dziecko zabłąkane,
przed nim wielki gąszcz jest drzew,
pewnie na noc tu zostanie,
słysząc nocą lasu śpiew.
Pada deszcz, słychać pioruny,
w leśnym mroku dziecko śpi,
ale sen jest jego czujny,
jest skulony, zimno mu.
Sen brutalnie przerywany,
sen przerywa zimny deszcz,
dziecko nocą rozbudzone,
przeszył wstrząsający dreszcz.
Minął deszcz, zgasły pioruny,
mały chłopiec ciągle śpi,
jego sen już nie jest czujny,
leży tu już kilka dni.
Twarz dziecięca tak pobladła
kurtkę jego pokrył kurz,
leży dzień następny,
tak jak kamień w głębi mórz.
Aż następnej chyba nocy,
pan leśniczy tędy szedł
dziecko chore zauważył
i na rękach poniósł je.
Ponoć wziął do leśniczówki,
tam przebywał wiele dni,
później wyszedł z jakimś dzieckiem,
na słoneczne piękne dni.
Dziecko bowiem ozdrowiało
z rodzicami żyje dziś,
a leśniczy ich odwiedza
wspominając tamte dni.