oddechem zła.
Tańczyły chocholi taniec,
las nie miał siły płakać
liśćmi.
Ostatnie łzy lasu dawno wsiąknęły w ziemię.
Podeptane.
Taniec ustał, weszli do bagna.
Przyczaili się na dnie
wypatrując nowych ofiar.
Św. Elmo ostrzegał.
Nie udało się i tym razem,cienie nasycały się
rozpaczą grzęznącego w bagnie wędrowca.
Wyciągnęły swoje czarne łapska,
resztkami sił powstrzymując się żeby
wciągnąć dopiero za chwilę.
Wciągnęły.
Ktoś inny postawił na bagnie swą stopę,
zrobił następny krok i następny i znów.
To Anioł.
Cienie zaryczały.
Bagno zamarło.
Z każdym krokiem Anioła
stawało się urodzajną ziemią.
Las pochylił swe uschnięte gałęzie.
Anioł z wędrowcem odlecieli
a las uniósł swe korony i zaszumiał nowymi liśćmi.