starość ze starcem w parze szła,
droga prawie już skończona,
starość ciągnie, starość pcha.
– Naprzód starcze! – Ruszaj żwawo,
tam przed tobą drogi kres,
lat masz przecież już tak wiele,
wiesz kto tam na końcu jest...
Przeląkł starzec się tej pani,
co na końcu czekać ma,
kroku nie chce zrobić za nic,
starość nie ma sił już pchać.
Oto teraz z końca drogi,
postać wątła się wyłania,
drżą starcowi obie nogi,
twarz rękami swą zasłania.
Starość się zaczęła cofać,
w inną stronę teraz gna
a do niego wolnym krokiem,
zagubiona młodość szła.
Gdy dotknęła ręką starca,
ten się młodym znowu stał,
a ze sobą gdzie nie poszedł,
znalezioną młodość miał.