z drzewa białego bzu
i ułożył się miękko
jakby kładąc do snu.
Otulony pierzyną swych
przyjaciół we śnie,
cicho mnie się zapytał
czy posłuchać go chcę.
Więc ująłem liść w ręce
powiedziałem że tak
a on jakby w podzięce
bym już zamilkł dał znak.
Opowiadał o chłopcu
co dziewczynę swą miał
kiedy liściem był młodym
z wiatrem lekko im wiał.
Chłopiec dziewczę całował
i wirował im świat,
wokół bez biały kwitnął
dla nich wtedy wiał wiatr.
Każdy wieczór im pachniał
namiętnością i bzem
i dotykiem miłości
i wyśnionym już snem.
Dni im błogo mijały,
opadł bzu biały kwiat,
tylko wiatr wiał inaczej
smętnie nucąc przez świat.
każdy wieczór pod drzewem
ona jedna czekała,
oczy darmo patrzyły
gdy łza żalu spływała.
Chciałbym- liść mi powiedział
być zielonym na bzie,
kiedyś znów ich zobaczyć
i uśmiechnąć znów się.
Naraz chłopiec z dziewczyną
przystanęli o tu,
pośród wiatru jesieni,
wśród śpiącego już bzu.
Liść z uśmiechem mi mówi-
- tak to ona, to ten,
upadł tam skąd go wziąłem
by spóźniony śnić sen.