tylko kaleczył ręce, tykanie zegara było symboliczne
i nawet księżyc patrzył zasłaniając się chmurą,
tylko zwinne nogi i doświadczenie milionów lat
dawało szanse na właściwość cyklu. Kolejny raz
zranione ręce odbiły się niespokojnym oddechem.
Sen przecisnął głowę przez ścianę, jednak podświadomość
tworzyła barierę nie do przebycia, teraz patrzył na
leżącego mężczyznę całą konsystencję podświadomości
kierując za siebie. Wszedł głęboko niosąc cząstkę innej
rzeczywistości, ukradkiem opatrując swoje ręce.
Księżyc był dumny ze swojego brata, godny zrobił
miejsce słońcu.