nie mogąc wybrzmieć najprostszego dźwięku,
obudzone wspomnieniem duetu
tak dźwięcznego niegdyś
zagłębiają się aż po najbardziej
absurdalne akordy, i śmieją się
rubasznie po najgłębszą
zasłonę niepamięci.
Spadają wtedy głucho staczając się
coraz niżej i dalej i nawet gdy o siebie
uderzają nie wydobywa się już żaden dźwięk.
Osiągnąwszy 360 stopni zmęczone i brudne
grają Marsz Mendelssohna.