poza mną cicho echo łka,
czy w domu dziecka bywa miłość,
kiedy cię widzę wiem że tak.
Biały gołębiu wpuszczę ciebie,
tylko obetrę z okna łzy,
poszybujemy - tam po niebie,
opowiem tobie wszystkie sny.
Siadłeś tak lekko na futrynie,
cały mój smutek gubiąc gdzieś,
popatrz już jestem na twym grzbiecie,
w górę gołębiu, wznieś się wznieś.
Och jak wspaniale być w powietrzu,
tulić się do twych białych piór,
jaki jest mały ten dom dziecka,
kiedy jesteśmy pośród chmur.
Patrzę na miasto - w dali znika
a wiatr owiewa nas tak miło,
ach, miałam przecież ci powiedzieć
o tym co nocą mi się śniło.
Najpierw przyśniły mi się drzewa,
najmniejsze wyrwał z ziemi wiatr,
kazał mu rosnąć bez korzeni
i rzucił w całkiem obcy świat.
Potem przyśniła mi się pani,
waga co miała szale dwie,
na jedną ktoś kładł same kłamstwa,
i bardzo bałam się w tym śnie.
A kiedy indziej biały Anioł
jak w ręku trzyma złotą nić
i ją rozwija powolutku
a ja tak chciałam śnić i śnić.
Wtedy mnie uniósł hen ku górze
w ciebie gołębiu zmienił się
i usiadł tu gdzie dom, podwórze,
na trawie lekko sadzając mnie.
Moi rodzice nas spostrzegli
w słońcu tak pięknie wyglądali,
ja do nich biegłam, oni biegli,
potem tulili, całowali.
Rozejrzałam się dookoła
ażeby ciebie dostrzec znów,
chciałam ci jeszcze podziękować,
lecz nie starczyło by mi słów.
********** **********
Biały gołębiu tam za wzgórzem,
jest ukochany dla mnie dom,
popatrz to widać już podwórze
a to rodzice moi są.
Och jacy smutni i zgnębieni,
choć wokół kwitnie biały bez,
oni tęsknotą przytuleni
a oczy mokre wciąż od łez.
O usiedliśmy już gołębiu,
jak w moim najpiękniejszym śnie,
spostrzegli nas już mama z tatą,
biegną szczęśliwi, śmieją się.
W trzepocie skrzydeł pocałunki,
w trzepocie skrzydeł szczęścia łzy
a tam gdzie smutek z okien spływa
biały gołębiu jesteś ty.