lecz uśmiechasz się,
cały czas jedynie droczysz,
zwodzisz znowu mnie.
W mojej dłoni lśni czerwienią
róży pięknej kwiat,
z twoich ust wypadło słowo
które porwał wiatr.
Pobiegnijmy zatem teraz,
– spójrz jak wieje tam,
nie chcesz pobiec,
więc poczekaj ja pobiegnę sam
i goniłem wiatr drzewami
gdy w koronach grał,
by mi oddał to co zabrał,
lecz on dalej wiał.
Ale wreszcie gdy przystanął
pośród olch i bzów ,
wyjął z ręki twoje słowo
w ciżbie innych słów
Potem podał mi powoli
i poleciał w dal
chociaż w ręku już je miałem
czegoś było żal.
Powróciłem na tą łąkę
drogi robiąc szmat,
ciebie na niej już nie było,
smętny leżał kwiat.