<br />
<br />
To był gorący, majowy dzień. Słońce , przez tak długi czas pozostające w uśpieniu, biło po oczach z tym większą siłą, wydobywając zapachy drzew, świeżo skoszonych trawników, a nawet bruku. W wąską przestrzeń ulicy raz po raz wylewały się gromadki ludzi, wśród których uwijali się ulotkarze, wciskając wszystkim do rąk małe niebieskie karteczki. <br />
Pelargonie wychylały się z balkonów uderzając swoją bezwstydną jaskrawością.<br />
Duszno, niezwykle duszno, kto wie czy nie zanosi się na burzę...<br />
Cudownie było mi przechodzić tą ulicą i - mając wzrok na poziomie okien kawiarni i knajpek, wyłapywać te wszystkie urocze szczegóły ; roześmianą twarz jakiejś dziewczyny , wspaniałą rzeźbę przy ścianie, refleks światła na framudze drzwi. Chyba nadeszły lepsze czasy...<br />
Artyści znowu mieszkają przy stolikach , czas zatoczył krąg i tak jak sto lat temu można powiedzieć że ;w kawiarni robi się dziś kultura; .<br />
Pianiści wrócili do łask, pojawia się ich coraz więcej ,są tu wszyscy ; wirtuozi, demony klawiatury , rzemieślnicy, wyrobnicy i partacze. Bracia na drodze Sztuki...- <br />
{Uups, cholera, znowu te patetyczne określenia, czy ja już nie umiem inaczej?}<br />
<br />
;I w pelerynach krążyli poeci<br />
Nazwisk ich dzisiaj nikt już nie pamięta<br />
Ale ich ręce były rzeczywiste<br />
Spinki, mankiety nad blatem stolika<br />
Dziennik na kiju niósł Ober i kawę<br />
Aż zniknął tak jak oni bez imienia; <br />
<br />
Skąd ja to znam? Nieważne.<br />
Jestem już. To nie ma znaczenia w jakiej kawiarni , czy jest to Cafe Akwak czy nie, zupełnie co innego się teraz liczy. Za chwilę ma przyjść Velvet. Velvet- która wytrąca mi pióro z ręki , <br />
Velvet , która ciągle zmienia twarz , Velvet , która kładzie mi na oczy wielkie zimne dłonie.<br />
W przeciwieństwie do innych kobiet ,które dotąd znałem, jej materialność, każda komórka , z której była zbudowana , zachowywała się mniej więcej tak jak pelargonie , które przed chwilą widziałem. Gdybym miał porównać ją do dźwięku instrumentu ,byłaby mrocznym , zmysłowym głosem saksofonu , wibrującym w nocnym klubie. Gdybym miał porównać ją do koloru - roztopiłaby się w purpurze, pachnącej i zaczynającej przekwitać.<br />
Właśnie przyszła. Porusza się szybkim energicznym krokiem , na jej bladej twarzy maluje się konwencjonalny uśmiech, zakrywający przed światem niedopałki i tak źle skrywanego bólu.<br />
Jej widok nie wzbudza we mnie żadnej reakcji. Przebywając z Velvet od dłuższego czasu byłem wystawiony na pastwę tak skrajnych emocji, że teraz już niewiele rzeczy jest w stanie wywołać przyśpieszone bicie mojego serca.<br />
<br />
-Witaj M ; powiedziała Velvet ; nadstawiając policzek do pocałunku, który zawsze sprawiał mi niewysłowioną przyjemność. Ten policzek był po prostu słodki. Przypominał gładkie, lukrowane ciasteczko.<br />
<br />
-Witaj Velvet ; odpowiedziałem ,kładąc nacisk na pierwsze sylaby.<br />
<br />
Za oknem ,jak na komendę zaczął padać deszcz. Całe uliczne życie umarło jak ścięte zboże.<br />
Gdzieniegdzie przemykała zakapturzona postać z rozpostartą parasolką. <br />
Velvet spojrzała za okno , po czym odwróciła się do mnie. Teraz mogłem zajrzeć jej w oczy- duże , jasne , mające w sobie ufność dziecka, i coś jeszcze ,czego chyba nigdy nie zdołam określić. Bałem się tych oczu , cholernie nieprzewidywalnych ,niczego nie byłem w nich pewien , nawet koloru tęczówek , który podobno się zmieniał pod wpływem emocji.<br />
<br />
- Wyglądasz , jakby spotkało Cię coś złego... ; zacząłem, wiedząc, że i bez tego Velvet zacznie mi się zwierzać. Ona po prostu taka była, przez jakiś czas wierzyłem ,że tylko dla mnie, później już nie.<br />
<br />
- Dobrze wiesz, że to złe dzieje się cały czas- tu i teraz- powiedziała Velvet zapalając cienkiego papierosa.- Czuję się jak wywrócona na drugą stronę , kolcami do środka.<br />
<br />
W takich momentach nigdy nie wiedziałem co odpowiedzieć. Gdy próbowałem dotknąć<br />
wtedy Velvet ; mój dotyk był za słaby, gdy odzywałem się do niej ;mój głos brzmiał obco i niemalże chłopięco. Nigdy nie byłem też w stanie opanować zazdrości, gdy Velvet mówiła o wszystkich mężczyznach , którzy ją otaczali, gdy sama wprowadzała mnie za rękę do krainy swej intymności, w której po pewnym czasie zdążyłem się już rozgościć.<br />
Wyłuskała mnie jak ptaka z gniazda. <br />
<br />
Velvet zaciągnęła się głęboko dymem , zatrzymała wzrok na poziomie moich ust, i powiedziała:<br />
<br />
-Czy wiesz, co się dzieje, kiedy rozum śpi?<br />
<br />
-W Tobie rozum śpi zawsze <br />
<br />
-Nie bądź złośliwy. Gdy rozum śpi, wtedy budzą się demony. We mnie one już zwyciężyły. Ostatecznie.<br />
<br />
- Dziecko, co mam ci odpowiedzieć... ; mój głos krzyczy zmęczeniem<br />
<br />
- Nic. Masz tylko słuchać<br />
<br />
- Tylko słuchać i ani kroku dalej...Tak? Moja droga, czy ty kiedykolwiek uważałaś mnie za faceta?<br />
<br />
- Tak.<br />
<br />
Odpowiedź jest krótka i cięta. Mimo to odczuwam u Velvet lekką konsternację.<br />
Znamy się zbyt długo, aby widziała we mnie tylko delikatnego, uporządkowanego M.<br />
Teraz patrzy na wściekłego samca, któremu szczęki aż chrupią z pożądania, i który nie miał by nic przeciwko temu, aby oddała mu się na tym samym stoliku,przy którym teraz siedzi.<br />
Od pewnego czasu ciało Velvet zaczęło sprawiać mi ogromny problem, całe wysiliło się aby kusić , szczypać, dręczyć mnie po nocach , wołać do mnie swym niezaspokojeniem.<br />
Ale przecież Velvet nie była Mariną, choć przez kilka dni, niewiadomo dlaczego wmówiłem to sobie, bardzo tego chciałem , obłędnie tego pragnąłem.<br />
Teraz ona patrzy na mnie w ciszy i zaplata ręce na kolanie. Nigdy nie spuszcza głowy ; taka już jest. Czasami zdaje się być przewidywalna, pewne zachowania powracają w niej z monotonią skomplikowanej maszynerii, innym razem jednym gestem rozbija wszystkie formy, tłucze je jak dzbanki. <br />
Podczas gdy tak mierzyliśmy się wzrokiem , do naszego stolika podeszła kelnerka, zasłaniając mi ją na chwilę..Za oknem powoli przestawało padać.<br />
Poczułem, że po raz kolejny mam rozdzierające pragnienie rzucenia się do nóg Velvet, dotknięcia ustami jej dłoni. Dlaczego tak jest ,że nasze braterstwo musi niszczyć sześćdziesiąt pięć czy nie wiem tam ile kilogramów ciała? Ono jest ciemnością- <br />
znów się o tym przekonuję. Może wcale nie ma miłości, a pożądanie, namiętność ;<br />
której wszyscy poświęcamy tyle czasu, zdrowia i energii jest tylko warunkiem dalszego trwania ludzkiego gatunku?<br />
Gra. Bolesna gra .Zmysłowa gra. Cudowna gra. Urocza gra.<br />
Velvet rozejrzała się po kawiarni. W takich momentach zawsze zwracała uwagę na coś, czego ja nie dostrzegałem. Potrafiła krytycznie ocenić strój kobiet , pochwalić, zganić, zachwycić się Pięknem. <br />
Dopiero teraz zauważyłem , że policzki Velvet są pokryte sypkim pudrem, który migoce drobinkami złota. To było wspaniałe odkrycie. Ilekroć słońce wydobyło się zza chmur - delikatne rysy Velvet nabierały subtelnego, pustynnego blasku. Mógłbym godzinami obserwować ten duet słońca i kobiety, przetworzony w moim umyśle w surowy i uroczysty hymn.<br />
Zaczęła się śmiać, robiąc jednocześnie minkę małej, zagubionej dziewczynki. To pewnie dlatego tak często mówiłem do Velvet per ;dziecko&;. Po raz kolejny uświadomiłem sobie obecne w niej bolesne rozdarcie ; ciało kobiety, twarz kobiety, która oplata miękki różowy i kruchy rdzeń. Po raz kolejny ogarnęła mnie ogromna tkliwość i natychmiast spróbowałem dotknąć jej dłoni.<br />
Ona , jakby wyczuwając , co chcę w tym geście zawrzeć, błyskawicznie zabrała ręce ze stołu.<br />
<br />
-Nie rób sobie tego ; szepnęła z lodowatym spokojem. Powiedz mi lepiej, że podoba Ci się moja nowa sukienka.<br />
<br />
- Oczywiście ,że mi się podoba ; odpowiedziałem mechanicznie <br />
<br />
Nie chcę smucić Velvet, która w moich oczach znów staje się dzieckiem, znów wszystko <br />
Jest przed nią, pierwszy dźwięk fortepianu, pierwsze krople deszczu. <br />
Nie mam w sobie tyle siły, aby dać jej nowe życie, ale bardzo chcę, żeby je znalazła. <br />
<br />
Velvet sięgnęła do torebki, i wyciągnęła stamtąd małą kartkę.<br />
<br />
- Chciałam dać Ci to do przeczytania, ale...to chyba jeszcze nie czas...<br />
Cofnęła rękę, na której połyskiwały koraliki.<br />
<br />
-Muszę lecieć, inaczej spóźnię się na pociąg- dodała<br />
<br />
Wstałem, czując jak ogarnia mnie niepotrzebny strach, że za chwilę nie będzie jej już tutaj. Pośpiesznie analizowałem oczyma wszystkie szczegóły ; łańcuszek na szyi ,<br />
barwę lakieru do paznokci, odcień i zapach włosów.<br />
Odeszła , zostawiając na moim policzku ślad pocałunku, a wewnątrz mnie wielkie ciepło, tym bardziej niezrozumiałe, że jeszcze przed chwilą podobno się bałem.<br />
Energia wylewała się ze mnie każdym porem skóry.<br />
Tu żyć, tu umrzeć i tutaj zmartwychwstać! Słabość precz.<br />
Marina patrzy gdzieś z góry na każdy mój ruch. Tylko gdzie ona jest? Nie mogę jej dotknąć, podczas gdy Velvet jest blisko, tu i teraz.<br />
Już na zawsze będę po jej stronie.<br />
Ciiii........ciiiiiiii....... <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />