w liściach się z tobą układa głód
a sen już tuli jak czuła kochanka,
między drzewami przemyka chłód.
Świt tak daleki a gwiazdy blisko,
otwierasz wolno drewniane drzwi,
znów uśmiechnięty ich witasz wszystkich
a w oczach twoich szczęście lśni.
Ona powoli prowadzi ciebie,
dom naraz znika, pojawia las,
chmury coś szepcą, sunąc po niebie
wtedy obudził cię słońca blask.
Łzy popłynęły zmęczoną twarzą,
las znieruchomiał osnuty mgłą
i gdy włóczęga płakał i marzył
przed nim drewniany znowu stał dom.
Dzieci pobiegły tatę powitać,
żona otwarte trzymała drzwi
i nim zaczęło drugi raz świtać
włóczęga z nimi i domem znikł.