Dzieci, które bały się czarnej wody.
Zginęły ze śmiesznym grymasem na twarzy.
Krew, jeszcze ciepła, topi śnieg.
Oblodzoną drogą powracają kaci, którym
Ksiądz odpuszcza i błogosławi, w
To wielkie święto.
Za nimi wozy ze słodkim winem,
Ostatki minionego sezonu.
Pod ciemnym sufitem, miejscowy
Kaleka zabawia wszystkich
Żonglując szklanym okiem.
Za stołami kobiety nakładają na głowy
Wieńce z ziół, pomogą strawić mięso, i
Nucą wesołą melodię, a mężowie palą tytoń.
W kątach chudzielce w melonikach,
Czekają na wędzone ozory dziecięce,
Pokazując ostre zęby w szerokich uśmiechach.
A tam, głodne psy rozwleką resztki
Między świerki.