ona uniosła bladą twarz,
myślałaś że się uśmiechała
kiedy spojrzała jeden raz.
Pytałaś smutku czy już minął,
zwiędnięty leżał tylko kwiat
i wtedy łzą ci jedną spłynął,
tu gdzie siedziałaś on też siadł.
Podałaś mu zeschniętą różę,
wziął ją powoli lecz bez słów,
mówiłaś: nie chcę cierpieć dłużej
ani cierpienia brać do snu.
Otulił cię chłodnymi dłońmi,
na ustach ust poczułaś smak,
w sercu znów gorący płomień,
szeptałaś mu całując: Tak...
Rozbierał ciebie a ty drżałaś,
gotowa pieścić cały czas
i każde słowo już spijałaś,
oczu figlarny mając blask.
Ranek promyki słońca zrzucił,
smutek na brzegu łóżka siadł,
mówił że znów do ciebie wróci,
gdy tylko spłynie pierwsza łza.