Emanujące blaskiem słupy i tajemnica …
Wieczorna przechadzka z ukochaną,
Sąsiada wesołe-Dobranoc!
Melancholijnie zasypiające miasto,
I płomyki w oknach gasną …
Śmiech i kilka wesołych słówek,
Bez myśli, że może przyjść pochówek …
Tak każdy w swej ojczyźnie,
Tu nagle coś błyśnie!
Spada, leci ognisty obłok,
Rozum woła- Zejdź na bok!
Serce z ukochaną zostaje,
Ręka dłoni szuka i łapie!
Nieopodal frunie ognista kula,
Niby od smoka, niczym pszczoła z ula!
Miasto pogrąża się w rozpaczy,
Płoną domy, lasy, ktoś majaczy!
Ludzie dopiero spokojni,
Teraz tknięci bólem agonii …
A ja uciekam i ona ucieka,
Wokół płomień się przedziera.
Spadają z ciemnego dywanu,
Niczym dzielny pułk ułanów!
Cywilizacja uległa nie wiedzieć czemu, komu?
W kieszeni brak łączności- mego telefonu.
Rodzina! Co stanie się z rodziną?
Czy przeżyją?! Gdzie się ukryją ?!
Strach ogarną me lica …
Płonie wszystko, płonie ulica!
Stoję nie wiem co robię …
Leci na mnie, wznoszę ręce obie …
Czekam aż przyjdzie po mnie?
Zaleje falą, zabije gorącem …
I coraz bliżej, ona się zbliża!
W myślach sam sobie ubliżam …
Strach, nogi i ręce nie słuchają…
Nagle wybiegła, jakby była zjawą!
Zakryła swą piersią, oddała życie …
Okryła chwałą, niczym leśne powicie.
A ja sam wraz z rozpaczą!
Płacze, same oczy płaczą …
Wspólne chwile ty i ja,
Odeszła dusza ma bliźniacza ….
Milczę, gdy serce pragnie krzyczeć,
Krzyczę, kiedy dusza usiłuje milczeć.
I nad głowami każdych z was,
Widzę pozostały życia czas.