a milczysz
cień rzucając na Afrodytę
czekasz otwarcia by dać początek
a on w żywicy skąpany prośbę twą przypomina
macosze ręce czując
Za horyzontem czas łączył ich spojrzenia
brudząc je niezauważalnie.
Dotyk był smaczniejszy od ambrozji
lecz spłynął purpurą i w miłki zmienił.
Zapłakałyście obie. Powrócił
ocierając zastygłe łzy z wyschniętych oczu.