fb

Czy na pewno chcesz usunąć swoje konto?

Usunąć użytkownika z listy znajomych?

Czy usunąć zaznaczone wiadomości z kosza?

Czy chcesz usunąć ten utwór?

informacje o użytkowniku

mauricjo

Dołączył:2006-06-12 20:35:21

Miasto:brak

Wiek:brak

zainteresowania

literatura , wszystko co rosyjskie, historia, etnologia, muzyka klasyczna

kilka słów o mnie

22 lata, pochodzenie huculsko-żydowskie, student stosunków międzynarodowych i hebraistyki (od października 2007) na UAM, poznaniak. Pracuje nad debiutanckim tomikiem poezji , napisał powieść Intimissimi. Aktualnie pracuje nad swoją drugą powieścią "Diabeł światem kołysze" Miłośnik Wschodu, legend , kobiet , dobrej kuchni i literatury.

statystyki utworu

Średnia ocen: 0

Głosów: 0

Komentarzy: 0

statistics
A A A

0

Intimissimi - spotkanie z Princeutwór dnia

Autor:mauricjokomentarz Kategoria:Inne Dodano:2006-07-08 12:51:58Czytano:228 razy
Głosów: 0
XV <br />
<br />
Płomyki świec chyboczą w wieczornym powietrzu, które przez uchylone okno wpada do mojego pokoju. Przed chwilą obudziłem się, aby {o, cudowne uczucie!}, znowu zacząć pisać.<br />
Gdy tylko przetarłem oczy, i powróciła mi moja wybujała świadomość, sięgnąłem najpierw po papierosa, a potem po pióro. Następnie zapaliłem świecę, której miękki, kwiatowy zapach pomaga mi zdyscyplinować myśli. Potrzebne jest mi takie oderwanie się od nurtu życia,<br />
wysiadka z tego pociągu, spokojny postój na peronie{znowu kolejarskie metafory!}.<br />
Nie czytam gazet, nie wychodzę z domu, nie utrzymuję kontaktów z nikim, kto nie jest artystą, co oznacza, że nie utrzymuję kontaktów prawie z nikim. Śpię w dzień, budzę się wieczorem albo w nocy, jem tylko ciastka{czasem z pobliskiej kawiarni przynoszą mi rogaliki}, za to wypijam ogromne ilości egzotycznych herbat &#8211; i &#8211; piszę.<br />
Za oknem wszystko aż się klei z gorąca, chyba nawet słońce omdlewa z pragnienia.<br />
<br />
Jestem strasznie wysubtelniony, jestem wysubtelniony potwornie, jestem wysubtelniony do granic wytrzymałości. Palce mam oblepione pierścionkami , a w moim uchu błyszczy kolczyk Może nie mając blisko ciała żadnej dziewczyny, staram je sobie zastąpić tymi błyskotkami? Nie. Patrzą na mnie Wilde, Huysmans, Baudelaire, Przybyszewski, Proust...<br />
To ich styl , ich poza , ich krew , i ich syn. To ich maniera. Cicho, cicho...<br />
<br />
Nie ma Velvet. To dlatego łatwiej mi oddychać i pisać. Nie ma Velvet. To dlatego tak trudno pisać i oddychać. Jej kocie oczy towarzyszą mi jednak cały czas i spoglądają w głąb sadzawki mojego Ja. Jej pierścionek spoczywa na moim palcu, i ilekroć pomyślę o Velvet- zbliżam go do ust. Nocami, jakbym słyszał jej piękny, syreni głos, dobiegający zza morza...<br />
<br />
Przeraża mnie każdy głośniejszy dźwięk, który rozbija harmonię. W majestatycznym skupieniu patrzę jak dym z papierosa zatacza kółka i niczym kadzidlana mgła płynie pod biały i matowy jak tafla wody sufit.<br />
<br />
Moje ciało uległo niezmiernej apatii, stało się całkowicie odrealnione i bardzo, bardzo radosne. Zawsze tak jest, gdy piszę. Rozmawiam wtedy tylko z roślinami &#8211; i tymi prawdziwymi, i tymi ,które stworzyła moja wyobraźnia. <br />
Postaci tłoczą się w moim mózgu. Nieraz godzinami przyglądam się płomykowi świecy, aby właściwie oddać jakiś gest , wrażenie, odcień, czy odczucie. Czuję , jak odkrywam sobie samemu jakieś hieratyczne tajemnice, jak dowiaduję się o sobie coraz więcej.<br />
Zamykam w sobie cały świat. Zagłębiam się w siebie, czuję się jak hinduski mędrzec.<br />
<br />
Nagle dzwonek do drzwi. Dźwięk domofonu w potworny sposób rozbija cały porządek artystycznego bytowania. Lekko zaniepokojony zbiegam po schodach.<br />
Gdy otwieram drzwi, przez chwilę ze wzruszenia i radości tracę oddech. Ależ to Książę!<br />
Ależ to Prince! Jego czekoladowa cera w panującym upale i przy pełnym blasku słońca wydaje się jaśniejsza, ale oczy cały czas mienią się tym samym, bezkompromisowym i demonicznym blaskiem. Wyszukanym gestem wyciąga do mnie ręce i mówi:<br />
<br />
- Nie każdy decyduje się na takie poświęcenia dla Sztuki, jak ty. Witaj , M.<br />
<br />
Mimo wszystko Prince wyciągający do mnie ręce staje się groteskowy, z tego względu, że jego kieszonkowy wzrost każdy wyrafinowany gest czyni gestem karła- błazna.<br />
Z drugiej strony Prince przypomina mi mroczne irlandzkie bóstwa zwane koboldami, które pędziły samotnych wędrowców na pustkowia i zostawiały ich tam.<br />
<br />
- Bądź pozdrowiony &#8211; odpowiadam w biblijnej stylistyce. Bądź pozdrowiony i wejdź do środka.<br />
<br />
Posadziłem go za największym stołem jaki mam w całym domu, zaparzyłem bananową herbatę, wyciągnąłem ajerkoniak, nastroiłem pianino. Prince , swoim zwyczajem, nie usiadł przy stole ,ale chodził po salonie, powoli i w skupieniu paląc orientalnego papierosa Djarum .<br />
<br />
Przypomina mi się teraz moje pierwsze spotkanie z Princem. To było trzy lata temu.<br />
Prince otoczony egzotyką swego malajskiego pochodzenia, zanim otworzył swoje usta, już skupił wokół siebie gromadkę wielbicieli{a zwłaszcza wielbicielek!}.Jego wyszukane gesty,<br />
dziki sposób bycia, krążące o nim legendy nikogo nie mogły pozostawić obojętnym.<br />
O jego mieszkaniu, które o ile dobrze pamiętam mieściło się przy ulicy Działowej, opowiadano cuda. Podobno Prince zamiast psa czy kota trzymał w nim karakala z zębami w kształcie szabel, który był gotów rzucić się na każdego przybysza, opowiadano też o wężu djashmilth , który zamieszkiwał między roślinami, a nieraz i na balkonie.<br />
Jedyną, ale jakże dotkliwą skazą w tym mulacie z idealnie przyciętym zarostem był straszliwie niski wzrost, który wywoływał we mnie skrajne odczucia.<br />
Może dzięki temu, wybierając się gdziekolwiek z Księciem ,czułem się pewniej?<br />
Naprawdę jestem bardzo próżny i zazdrosny, jeśli chodzi o triumfy innych mężczyzn.<br />
Ale mniejsza z tym. Zatem, Prince stał na środku pokoju paląc orientalnego papierosa Djarum. Uśmiechał się sardonicznie. Posłodziłem herbatę i usiadłem.<br />
<br />
-Tu as un mysterieuse person, Maurice... &#8211; zaczął, niespodziewanie dla mnie po francusku, z silnym angielskim akcentem, co cholera jasna , jeszcze przydawało mu uroku<br />
<br />
- J&#8217;ai sais. Etre mysterieuse, c&#8217;est se liberer &#8230; -próbowałem odpowiadać wyuzdanie poprawną intonacją.- Nie wygłupiaj się Prince, przejdźmy na polski.<br />
<br />
- Słyszałem, że piszesz powieść. Nie chcesz mi zdradzić jej tytułu. Zamykasz się w domu. Nie odbierasz telefonów. Nie spotykasz się z kobietami. Nie przychodzisz na literackie piątki. Nie...<br />
<br />
- Potrzeba mi odpoczynku. Sporo ostatnio przeszedłem. &#8211; odpowiedziałem, zamykając <br />
oczy, aby nie widzieć miny Princea.<br />
<br />
- Znowu ta...jak jej tam...Delvet? Velvet? To już trzy miesiące. Jak można kochać się z tą samą kobietą trzy miesiące?<br />
<br />
- Ja się nigdy nie kochałem z Velvet!<br />
<br />
<br />
- Co? &#8211; zdziwienie Princea sięgało granic<br />
<br />
- A może się cholera jasna zakochałem? &#8211; odparowałem, zapalając papierosa.<br />
<br />
- Świetnie. Cudownie. Cu-do-wnie. żadna kobieta nie jest warta nawet jednej dobrej strofy.<br />
<br />
- Mówisz tak, bo spotykasz się z kobietami , które są warte trzy minuty rozkoszy i dziesięć szarpnięć bioder.<br />
<br />
- O , non , Maurice.{francuski u Princea oznacza zdenerwowanie}O non.<br />
Tutte le donne... Tutte. Se ne donne senza mala intenzione &#8211; Prince powtórzył stare toskańskie przysłowie ,które brzmi mniej więcej tak &#8222;Nie ma kobiety bez złych intencji&#8221; - żadna z kobiet, niestety, nie jest bezinteresowna. Jedne chcą naszych pieniędzy, inne naszej inteligencji, inne opieki i stabilizacji , jeszcze inne &#8211;najbardziej prymitywnego seksu. Najmniejsza część z nich wszystkich pragnie miłości, a przecież nawet te mają złe intencje.- zakończył, pocierając kciukiem nos<br />
<br />
<br />
- Wierzę Ci Prince, dlatego właśnie zamknąłem się na cztery spusty i praktycznie, nie wychodzę z domu mój drogi. Jeśli w najbliższym czasie zacznę szukać kobiety, to będzie to coś jak zjawa, nieśmiała pensjonarka, będąca dzieckiem naprawdę, a nie udająca je.<br />
<br />
- Rozumiem. Mon ami, czyżby zza pleców tej twojej...jak to tam mówiłeś...Dzieciny wyskoczyła kobieta? Czy to dlatego się wystraszyłeś i zachowywałeś jak szczeniak?<br />
<br />
- Tak. Malheuresmont, zachowania godne mężczyzny przeplatam gestami chłopca z piaskownicy, któremu zabrano dajmy na to różową foremkę &#8211; wyszeptałem z uśmiechem, nalewając likier do kieliszków<br />
<br />
- Różową foremkę... &#8211; powtórzył Prince i zamyślił się, patrząc za okno<br />
<br />
W tym momencie jak piorun uderzyło we mnie wspomnienie związane z Velvet.<br />
Staliśmy z tyłu tramwaju, rozprażonego czerwcowym słońcem. Wokół nie było nikogo.<br />
Rzadko kiedy ciało Velvet przemawiało do mnie tak silnie, jak właśnie wtedy.<br />
Jej biała , koronkowa suknia sprawiała, iż wydawało mi się, że mam do czynienia raczej z lilią, niż dziewczyną. Patrząc na nią, zauważyłem, jak cierpi z powodu upału, zobaczyłem lśniące strużki potu, spływające po spokojnym czole, lekko wysuniętą wargę , przyśpieszony oddech i niespokojne falowanie lekko rozchylonego stanika.<br />
Wiedziony jakimś impulsem, a może i chęcią ulżenia Velvet, wziąłem do ręki butelkę z mrożonym napojem i podałem jej. Butelka była przyjemnie lodowata. Wtem Velvet rzuciła mi kocie spojrzenie, i z dziecięcą nieporadnością wpakowała ją sobie za dekolt.<br />
Byłem osłupiały, a jednocześnie zachwycony. Osłupiały wyuzdaniem tego gestu, a zachwycony, że dotykam kobietę tak pęczniejącą namiętnością. <br />
Nagle , z ust Velvet wydobył się jęk rozkoszy. Butelka wiedziona jej ręką , stale wykonywała pionowy ruch , wypełniając przestrzeń pomiędzy piersiami.<br />
Oczy Velvet były zamknięte , a twarz zastygła i skostniała w grymasie, którego nigdy u niej nie widziałem. Wydawała jęki coraz głośniejsze, tak, iż wystraszyłem się, że inni pasażerowie tramwaju usłyszą je. Kiedy dotknąłem dłonią jej twarzy, otworzyła oczy, uśmiechnęła się zalotnie, i powiedziała z rozbrajającą szczerością.<br />
<br />
- Tak M, wiem ,że jestem perwersyjna... <br />
<br />
Kiedy usłyszałem te słowa, poczułem się mały, taki strasznie mały, jak nic nie znaczący <br />
listek, niesiony nurtem rzeki, taki pokonany w całej swojej męskości, taki śmieszny, groteskowy, i nie mogący nic przeciwstawić hipnotycznej naturze Velvet. Miałem wrażenie jakbym spoglądał na scenę, która rozegrała się przed chwilą z pewnego oddalenia, co więcej jakbym obserwował sam siebie niczym widz zasiadający w teatrze. <br />
<br />
<br />
Z tych bolesnych rozmyślań wyrwał mnie Prince, częstując mnie papierosem.<br />
W jego oczach zobaczyłem po raz pierwszy szczerość, bez tego cienia ironii, który przeważnie gnieździł się pod powiekami. W jego oczach zobaczyłem wszystkie moje dobre duchy, które mnie przyzywają. W jego oczach zobaczyłem cichy i bezkresny step, gdzie można zamknąć oczy i śnić, a w końcu przestać istnieć {o radości!} nie wiedząc nawet, że się nie istnieje...<br />
<br />
Wtem do drzwi zadzwonił listonosz. Trochę mnie to zdziwiło, jako że od dawna nie otrzymywałem żadnych przesyłek ani listów. W spokoju i rozmarzeniu zszedłem na dół, aby z nim porozmawiać. Jednak gdy tylko w moich rękach pojawiał się błękitna koperta , i rozpoznałem na niej inicjały Velvet- pociemniało mi przed oczami. Jak dobrze, że Prince był ze mną! Jak dobrze, że mogłem podzielić z nim mój strach. <br />
<br />
Pobladłymi i drżącymi rękoma zacząłem otwierać list. Spojrzałem w lustro, chcąc zobaczyć swoją twarz, nie dotkniętą jeszcze treścią listu Velvet. Była nabiegła krwią i podobna do teatralnej maski. Zacząłem czytać na głos, podczas gdy Prince siedział na kanapie.<br />
<br />
&#8222;Boże, niech pada. Niech pada ten cholerny deszcz. Przynajmniej nikt nie widzi tych idiotycznych infantylnych łez. Po co ryczysz idiotko??? Masz, co chciałaś- tabuny facetów, którzy widza w tobie panienkę do zaliczenia. Jestem chora z braku miłości, chora z nadmiaru seksu. Wśród tych wszystkich podróbek żyjących ty M błyszczysz jak diament. A ja nie potrafię Cię pokochać jak kobieta mężczyznę. Boje się Twej więzi z matką, kłamstw z tym związanych, twej niewinności. Ja jestem zepsuta i zła....Chora od własnych pragnien, poraniona przez własną głupotę. M....kochać cię byłoby najlepszym rozwiązaniem w moim żałosnym życiu. Odliczam dni do mojej ucieczki. Uciekają, a mimo tego ból nie ustaje. Rzucam się jak dziecko na głębie, ślepo wierząc w jakąś nadludzka moc, ze wypłynę. Już, teraz, zaraz, chce!!! Powiedz, gdzie kończy się ludzka głupota? Ile tak można?! Czy to jest zycie? Czy my jesteśmy skazani na ta parszywa sinusoidę?<br />
Biegnę w nadziei ze umrę. Tak, jak umieram, gdy śpię. Gdy śnie o miłości i kolejnej porażce, gdy czuje ze pęka mi serce i umieram....Wiem, to durne...Ale czasem chciałabym tak bardzo. Zasnąć, odejść, nie być. Nie czuć nic, niż czuć ten parszywy ból. Jestem już taka zmęczona, obdarłam sobie kolana, moje oczy są puste i ślepe, każdy poranek jest jak wyrok...Wyprałam się do tego stopnia, ze nawet płakać nie mogłam. A teraz zalewam się łzami i nic nie mogę na to poradzić... Wybacz.<br />
Wybacz mi proszę...&#8221;<br />
<br />
Kartka ze smutnym szelestem potoczyła się na ziemię. Nalałem sobie kieliszek wódki i wychyliłem go jednym haustem. Prince płakał. Zapaliłem jeszcze jednego papierosa, a moje łzy ciekły na stół, na popielniczkę na pierścionek, który mam na palcu. Prince płakał. Wyglądał jak karzełek, któremu zabrano kapelusz, albo zjedzono śniadanie. Wreszcie podniósł swoje oczy, które miały teraz kolor nie zielony, ale raczej piwny, i powiedział:<br />
<br />
- M, dosyć tego. Proszę Cię. Teraz będę z Tobą. Teraz wszyscy będziemy razem.<br />
- Nie chcę litości &#8211; odpowiedziałem cicho- nie potrzebuję jej. Czy jest coś bardziej żałosnego niż mężczyzna żebrzący o litość? Pomóżcie mi, ale po cichu i dyskretnie. Cierpię, bo taka jest rola artysty i takie jego przeznaczenie.<br />
<br />
- Wiem to, i nie musisz mi o tym przypominać. Zatem ,drogi M, mon cheri, oto bilecik na spotkanie u mnie - powiedział, wręczając mi ciemnozieloną kartkę, i ocierając resztki łez.<br />
<br />
- Bilecik?<br />
<br />
- Tak. Posłuchaj. Za trzy dni organizuję spotkanie co ciekawszych artystów z całego miasta. Nie mówię, że parę poetek pytało się o Ciebie. Kiedy ostatni raz widziałeś Karolinę?<br />
<br />
- Mój Boże , chyba rok temu... &#8211; odpowiadam bez namysłu, próbując przypomnieć sobie jej rysy<br />
<br />
- A widzisz. Pytała się o Ciebie. Nie ona jedna. Przyjdź, może poznasz kogoś nowego, a na pewno podtrzymasz literackie kontakty.<br />
<br />
- Przyjdę Prinsiu , przyjdę , przyjdę &#8211; wyszeptałem nalewając do szklanek resztki bananowej herbaty <br />
<br />
-Dobrze M , mon cheri , będę już leciał, muszę załatwić ciasta, wino i nargilę.<br />
A propos- wiesz , gdzie można dostać najlepsze, porcelitowe?<br />
<br />
- Tak , idź do Kazia , on coś na pewno ma.<br />
<br />
Prince wyszedł a ja wciąż nie mogłem się pozbierać po liście Velvet<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
UWAGA AUTORA:.Na różnych portalach {także i na tym}funkcjonuje wiele rozdziałów Intimissimi,nie związanych bliżej ze sobą.Dzieje się tak, dlatego,że pisząc tę powieść,niektóre tropy , już napisane porzucam, inne koryguję, a jeszcze inne kontynuuję. <br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
znaczek info

Aby dodać komentarz musisz się zalogować.


znaczek info

Brak komentarzy.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Bez tych plików serwis nie będzie działał poprawnie. W każdej chwili, w programie służącym do obsługi internetu, można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji w Polityce prywatności.

Zapoznałem się z informacją