i szepczesz dwa słowa do ucha,
ja zamiast usta tobie zasłonić
z uśmiechem ponętnych słów słucham.
I pocałunkiem błękit mi znaczysz,
ubranie powoli odpływa,
ja zamiast w drugą stronę popatrzeć,
krągłości cudowne odkrywam.
Każdą pieszczotę większą unosisz
i oczy zielone przymykasz,
ja zamiast odejść, przedtem przeprosić,
dotykam, wciąż głębiej dotykam.
Lśnią twoje włosy, falują śmiało,
ręce na torsie moim trzymasz,
prężysz, wyginasz powabne ciało
i patrzysz ku niebu szczęśliwa.
Z głośnym westchnieniem opadasz miękko,
szepczesz uroczo, całujesz,
wstajesz, nakładasz majtki, sukienkę
i mocno się we mnie wtulasz.
Odchodzisz ścieżką między polami,
mijasz kwitnące jabłonie,
ja zamiast krzyknąć; wracaj kochanie,
to patrzę tylko i stoję.
...I jeszcze trawy drżą namiętnością
i ciepłym spływają spełnieniem,
jak masz na imię nie zapytałem,
gdzie ciebie szukać dziś nie wiem.