spomiędzy chwili beztroski
zastygłby w twych dłoniach
ujścia szukając
do traw głębokich, zielenią kojących
i słowem osnutych, tam
pozostałby wiatru się nie lękając
a tylko stóp twoich.
Nagich i wstydliwych a śmiałych
tak bardzo stąpających pełnią
a ciszę głaszczących.
Przykucnęłaś między perłami białymi
tonąc we wspomnieniach
wczorajszej rozkoszy
Oddech twój gorący do tańca zaprasza
lecz chwila minęła głodna, niespełniona
i nie perły białe a spóźnionym świtem
na ustach unosisz
tylko krople rosy.