wszystkie świerszcze szły już spać,
jeden skrzypce swe wyciągnął
aby słońcu na nich grać.
Stanął na fiołkowym kwiecie
ukłon złożył aż po pas
i po strunach przebiegł smyczkiem
patrząc w trawy jeden raz.
Wtedy słońce go dostrzegło
i melodię usłyszało,
zadziwione, roztańczone,
spoglądało, spoglądało.
Zeszło z nieba tuż nad łąkę,
tam szczęśliwy grał wciąż świerszcz,
później skrzypce gdzieś odłożył
i się ten ukazał wiersz.