z teczką w dłoni, dumnie kroczy, lewituje, przebieg
tam gdzie ława przysięgłych, patrząc na ślepców
Kosą- młotek i akta tej sprawy
Cała prawda i fakty czy fałsz bezkarnie spławi?
Obiektywnym okiem nie oceniam
domagając się bezwzględnej sprawiedliwości
bo stałbym się jak oni mordercą
Odpuszczę mu, dam pracę co stoi zaległa
by mógł podręczyć mięśnie i sumienie
Twój brak szacunku, pokory i skruchy
zmusza bym ostatni raz uderzył
Nie czujesz odpowiedzialności w swej duszy
małego Przepraszam się wstydzisz?
Bez wrażliwości i uczuć ?
Czy obłąkany tyś w malignie ?
twoją dolą, od ciebie zależy jakie ześle miłosierdzie
Powiedz, bo nie widzę co serce twe kryje?
Co leży w sercu, jakie bezkształtne
kruszce drogocenne w głębi nieodgadłej ?
Pragnę tylko odnowy człowieka
tego uchybiania w myślach sobie
-żem zdrajcą jest Boże!
Stuknę! Nie będę więcej zwlekał
Niech strach, niepewność chwycą sroże
nie chcę, nie pragnę by nosił obroże. . .
by łańcuch kołysał się u nóg !
Stuk!
Uchwałą Sądu Najwyższego
w imieniu Rzeczypospolitej Polski . . .