fb

Czy na pewno chcesz usunąć swoje konto?

Usunąć użytkownika z listy znajomych?

Czy usunąć zaznaczone wiadomości z kosza?

Czy chcesz usunąć ten utwór?

informacje o użytkowniku

mauricjo

Dołączył:2006-06-12 20:35:21

Miasto:brak

Wiek:brak

zainteresowania

literatura , wszystko co rosyjskie, historia, etnologia, muzyka klasyczna

kilka słów o mnie

22 lata, pochodzenie huculsko-żydowskie, student stosunków międzynarodowych i hebraistyki (od października 2007) na UAM, poznaniak. Pracuje nad debiutanckim tomikiem poezji , napisał powieść Intimissimi. Aktualnie pracuje nad swoją drugą powieścią "Diabeł światem kołysze" Miłośnik Wschodu, legend , kobiet , dobrej kuchni i literatury.

statystyki utworu

Średnia ocen: 0

Głosów: 0

Komentarzy: 0

statistics
A A A

0

Intimissimi XVIutwór dnia

Autor:mauricjokomentarz Kategoria:Inne Dodano:2006-07-21 05:54:09Czytano:273 razy
Głosów: 0
XVI<br />
<br />
<br />
Minęły trzy dni, podczas których do południa panował upał, a wieczory kusiły deszczem i mięsistym chłodem. Uspokoiłem się już, po stanie sprzed kilkudziesięciu godzin nie było śladu, przynajmniej zewnętrznie. Pisałem pamiętnik i opalałem się. Opalałem się i pisałem pamiętnik. W oczekiwaniu wieczornicy u Princea zamykałem się znów przed całym światem, całą uwagę wkładając nie w to, co piszę{pisałem przecież mało, a artystyczne uniesienia zostawiałem sobie na później}, ale w to czym się w danej chwili zajmuję. I tak, wszystkie moje zmysły trudziło na przykład podlewanie ogrodu, czy smażenie omletu.<br />
Dzisiaj dzień wstał typowo letni, niezwykle leniwy. Zdziwiło mnie to, jako ,że ja byłem pełen energii, tak iż miałem ochotę zatańczyć dziki arabski taniec na cześć słońca. Śniadanie zjadłem z niebywałym dla mnie apetytem, a przy goleniu nuciłem Szeherezadę Korsakowa, której tęskne dźwięki dobiegały z mojego pokoju. W spokoju paliłem papierosa i popijałem czarną espresso z maleńkiej filiżanki.<br />
<br />
Po długich przemyśleniach uznałem, że zaskoczę wszystkich , i założę na okazję spotkania u Princea granatowy frak. Oczywiście gdy tylko go przymierzyłem, zdałem sobie sprawę, że czuję się bardziej przebrany niż ubrany, ale wrażenie to rekompensowało moje podobieństwo do Marcela Prousta z portretu Whistlera. Zmysły były niezwykle pobudzone. Oto po jakże długim okresie postu, miałem spotkać tak wielu przyjaciół oddanych Pięknu i Sztuce... Ponadto, specyfika wieczornic u Princea pozwalała mieć mi nadzieję, że spotkania te będą intensywne, a kontakty zażyłe. Spojrzałem w lustro. Istotnie, moja twarz nabrała swoistego, hieratycznego wyrazu, który przytrafia mi się zawsze wtedy ,gdy dużo piszę. Jest to twarz jakby nieskażona piętnem świata, ma ona wtedy jakiś inny wymiar, który tak chciałbym opisać, a nie potrafię, zatrzymuję się przed tą bramą, nie umiem, nie jestem w stanie opisać tego wyrazu mojej twarzy, i bardzo mnie to boli, artysta nie powinien mieć wyznaczanych granic, a ja się właśnie na nie nadziałem, niczym na drut kolczasty. <br />
Włosy, które dawniej mieniły się złotymi nitkami, stały się teraz{zwłaszcza w ciągu ostatniego miesiąca} ciemniejsze, jakby znacząc przejście z czegoś do czegoś, z jednego miasta do drugiego. Jeszcze czas jakiś, a będę mógł nazwać siebie brunetem. Zawsze zazdrościłem brunetom, jako, że mieli diaboliczne powodzenie u kobiet.<br />
Wtem wskazówki zegara ułożyły się pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Wybiła dziewiąta. Z zegarmistrzowską precyzją zacząłem przygotowywać się do wyjścia.<br />
<br />
<br />
Na Działową podwiozła mnie taksówka, którą w swej zapobiegliwości wysłał po mnie Prince.<br />
Spoglądając przez szybę mknącego w dół miasta samochodu czułem się spokojny, wyciszony, niemalże śpiący. Kiedy jednak znalazłem się przed słynną kamienicą z wygrawerowaną na murze mosiężną szóstką ogarnęło mnie lekkie podniecenie, typowe dla artysty, który ostatnimi czasy robił z siebie odludka.<br />
Dom ten nie wybijał się ponad schludną równość innych, był natomiast niezwykle obszerny, a Prince zajmował w nim całe piętro. W mieszkaniu niżej rezydował malarz Warda, częsty gość Księcia, o którym jeszcze opowiem, a na górze mieszkała wdowa po znanym architekcie, równie nieistotna dla tej opowieści, co dla jakiejkolwiek innej.<br />
Lekkim krokiem wbiegłem po schodach, a obcasy moich nowych butów nadawały krokom rytm zdyscyplinowany i żołnierski. Chwyciłem za kołatkę i zastukałem.<br />
Jeszcze zza zamkniętych drzwi dobiegł mnie słodki gwar, w którym na chybił-trafił próbowałem rozpoznać głosy tak dawno nie widzianych przyjaciół, tych , których już znałem, i tych , których miałem dopiero zobaczyć. Może między nimi znajduje się Marina?<br />
Nagle drzwi uchyliły się lekko i spojrzały na mnie oczy służącego Princea ;Rufusa.<br />
Ten Malajczyk z krwi i kości znakomicie prezentował się w blasku świec, które płonęły wokoło , wydzielając wspaniały zapach{zapewne były to świece perfumowane}.<br />
Rufus skłonił mi się w pas, jednocześnie wyciągając swoją brązową dłoń po mój bilecik.<br />
Wepchnąłem mu go do ręki. Rufus cofnął się, wciąż pochylony, po czym odwrócił się tyłem do mnie , wyprostował się , i wrzasnął{co było nieco komiczne}:<br />
<br />
- Przyszedł M! Powitajcie go wspólnie!<br />
<br />
Rozległy się radosne szmery i piski{-Kobiece...-pomyślałem.}<br />
Wtem zza grupki ludzi wyłonił się Prince, ubrany w wiśniową, i jak później zauważyłem skórzaną marynarkę. Zakreślając łuk zbliżał się w moją stronę, mówiąc tak głośno, aby wszyscy go słyszeli.<br />
<br />
- Punkt jedenasta...M do drzwi kołacze...<br />
<br />
Tak otwarte nawiązanie do jednego z moich wierszy było mistrzowskim zabiegiem, który nie tylko wywołał szmer śmiechu, zwłaszcza wśród znających moją poezję, ale także rozładował ciszę i rozluźnił atmosferę{w końcu nam artystom tak często grozi bufonada...}<br />
<br />
Mrużąc oczy, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na ścianach rozwieszone były czerwone kilimy, przepięknie szyte. Wszystko skrywało się w półmroku, a poszczególne przedmioty były wydzierane ciemności jedynie za pomocą światła świec. Pośrodku stał stół.<br />
Postąpiłem krok naprzód i od razu zobaczyłem Karolinę, która uśmiechnęła się porozumiewawczo i skinęła na mnie dłonią, w sposób, o którym dawno już zapomniałem, a który był jej tylko właściwy. Wziąłem ją za rękę{czy aby odpowiednio mocno?} i odprowadziłem na bok, do okna, po drodze witając się z przyjaciółmi, albo raczej z twarzami, raz po raz wyłaniającymi się z ciemności.<br />
<br />
- Słyszałam, że... zaczęła Karolina, ale od razu jej przerwałem<br />
<br />
- O niczym nie słyszałaś, a jeśli słyszałaś, to nic tak naprawdę nie wiesz, rozumiesz?<br />
<br />
Karolina, przestraszona moim głosem i wzrokiem, zmieszała się , odgarnęła włosy z czoła i powiedziała.<br />
<br />
- Masz do mnie żal? <br />
<br />
- Tak. Dlaczego unikałaś mnie, kiedy tak bardzo Cię potrzebowałem? Zawsze!<br />
Dlaczego nie ufasz mi tak, jak kiedyś? Czy nie pamiętasz już, swojego zeszytu z wierszami, który czytałem? Naszych rozmów wiosną, na trawie? <br />
<br />
Karolina jakby otrząsnęła się z głębokiego snu. Spojrzała na mnie jeszcze raz, tak długo i przeciągle. Wyciągnęła do mnie swoją dłoń, a ja, nie wiedząc co robię, mechanicznie podniosłem ją do ust i ucałowałem.<br />
<br />
- Chcę Ci powiedzieć tylko jedno, M. Miłość wikła ludzi w niebezpieczne związki,<br />
z jednych trudno wyjść cało, z innych trzeba się ratować w ostatniej chwili. Miłość to gra o życie, a jeśli już życia się nie da uratować, to o honor. Ty , z tego co słyszałam, honor swój straciłeś. <br />
<br />
Nie mogłem tego słuchać, coś świdrowało moje zmysły, Karolina była jak mądra, piękna, długonoga i zielonooka wróżka. W tym momencie po raz pierwszy poczułem, że nić łącząca mnie z Velvet pęka, i mało mnie to obchodzi. że jej trójkątne piersi i ramiona, które doprowadzały mnie do szczytów namiętności stają się historią wkołysaną już nie w moje zmysły. Czułem to niemal fizycznie. Patrzyłem na to jak wraz z Velvet odchodzą rośliny i symbole, wszystko co się w niej zawierało. Wanilia i złoto, jaśmin i orchidea, skrzydlata figura Anioła śmierci, zamyślony Pigmalion, wreszcie rajska Ewa.<br />
<br />
Karolina zaskakująco szybko odgadła moje myśli. Kocim ruchem schyliła się po karafkę z likierem miodowym , nalała sobie i mi, i sama wtuliła się w moje ramię, podczas gdy ja, przeżywając to nie znane mi uniesienie patrzyłem w okno.<br />
<br />
- Pamiętasz freski Correggia w katedrze w Parmie? zapytała mnie nagle<br />
Ewa oddaje jabłko Maryi. Rozumiesz? Ewa oddaje jabłko Maryi...<br />
<br />
- Czy to przekreśla jej grzech? zadałem pytanie , czując zapach perfumu Karoliny {chyba Jil Sander} i błądząc dłonią w jej miękkich blond włosach<br />
<br />
- Tego nie wiem, ale wiem, że usprawiedliwia ją. Pamiętaj, że Pigmalion rzeźbi, ale...nie może być przy rzeźbie stale dodała z uśmiechem. - Musi wierzyć, że zasiał w niej ziarno, które wreszcie wzrośnie i wyda owoce.<br />
<br />
- Czytałaś wiersz Velvet?<br />
<br />
- Tak! Czy on nie jest jak jabłko, które Ci oddała? Czy ty mogłeś dostać coś więcej?<br />
Czego chciałeś? Jej ciała, tak dalekiego od dziewiczości? Jej duszy , której nie mogłeś już odróżnić od własnej? podniosła ton i wyrwała się z mego uścisku.<br />
Bądź mężczyzną. Soyez grand! Jesteś silny , silniejszy niż Ci się wydaje.<br />
zakończyła odchodząc w kierunku stołu.- Porozmawiamy o tym jeszcze<br />
<br />
Krew pulsowała mi w skroniach, pośpiesznie trawiłem jeszcze w sobie słowa Karoliny, a kieliszki miodówki roznieciły we mnie ogień.<br />
<br />
Tanecznym krokiem podbiegł do mnie Prince. Jego twarz lśniła od wypoconego alkoholu.<br />
Większość gości paliła papierosy na balkonie. Książę zaprowadził mnie do stołu, i z ojcowską troskliwością powiedział:<br />
<br />
- M , najedz się. Zobacz i skosztuj. Pity, putpuri, lawasze, paratha, naan specjały Bliskiego Wschodu{ spojrzałem na stół, który pokazywał Prince, i dojrzałem placki i ciastka o najbardziej dziwacznych kształtach, jakie mogłem sobie wyobrazić }. Tu jest ser, tam owoce i krewetki- opowiadał dalej, w pośpiechu nakładając wszystko na mój talerz . Trzęsły mu się ręce.- Potem zapraszam na papierosa. - Dopilnuj, żeby wszystko zjadł- rzucił w kierunku Karoliny, które usiadła naprzeciw mnie i dłubała widelcem w jakiejś sałatce.<br />
<br />
Rozglądając się po mieszkaniu zauważyłem, że rozrzucone tu i ówdzie snopy światła wywoływały wrażenie większej ilości osób, pozostawiając odblaski na skórze czyjejś twarzy, czy ramionach. Odbierało to naszej wieczornicy pozory realności, i chyba o to nam chodziło, przecież naszym niedościgłym marzeniem było stworzenie życia , którego esencją i treścią byłaby sztuka przemawiająca językiem niecodziennym i egzotycznym.<br />
Byłem szczęśliwy i uległy pewnej swoistej apatii. Dym unoszący się z poukrywanych po kątach kadzielnic wydzielał podniecającą woń drzewa kokosowego.<br />
Nie zdążyłem się nawet odezwać do Karoliny, której słodka buzia wypchana była sałatką, gdy do stołu przysiadło się kilka osób. Poczułem lekkie ściśnięcie za rękę. Obejrzałem się i poznałem Milenę, która z wyraźnym trudem zajmowała miejsce przy stole.<br />
W półmroku wydawała się bardziej blada niż zwykle.<br />
-Albo już jest pijana , albo na mocnym rauszu. pomyślałem, przypominając sobie zamiłowanie Mileny do alkoholu pod wszelką postacią.<br />
Tymczasem Warda, malarz i sąsiad Princea z mieszkania poniżej otworzył swoje usta.<br />
Wdałem się z nim w rozmowę, on przysiadł się do mnie ,wlepiając we mnie swoje rybie oczy. Światło księżyca tańczyło salsę na jego łysiejącej głowie.<br />
<br />
- M, czy słyszałeś o moim nowym projekcie? -zapytał, a w jego głosie można było poczuć, że jest to pytanie retoryczne, przecież mówił o tym projekcie wszystkim.<br />
<br />
- Krew poety ? Ależ słyszałem! Gdzie masz sztalugi z nowymi częściami?<br />
<br />
- Leżą u mnie w piwnicy-odpowiedział Warda. Chciałem na tych płótnach oddać wysiłek poety, który pisze krwią, stąd oczywiście nazwa. Powiedz mi, czy zawsze pisze się krwią?<br />
<br />
- A co myślisz? odrzekłem z nutką ironii w głosie. Pewnie. Kiedyś spróbowałem napisać o radości, która mnie ogarnęła, zużyłem setki kartek , wypisałem całe pióro i...nic. Ale, kiedy boli, wtedy atrament sam cieknie z przebitego boku poety...<br />
<br />
- A więc poeta jest Mesjaszem...<br />
<br />
- Czasami...<br />
<br />
<br />
Siedząca niedaleko mnie Milena usnęła przechylając się na krześle niczym drzewo dotknięte podmuchem wiatru. Była niezwykle piękna , teraz wreszcie, gdy była pogrążona we śnie , mogłem w spokoje patrzeć na jej cudownie długie rzęsy, kryjące za swym pierzastym murem diamenciki oczu. Karolina odeszła gdzieś, a ja udałem się na balkon zapalić.<br />
Wszyscy czekali na Gustawa , naszego pianistę i kompozytora, który lada chwila miał się zjawić i zagrać nam swój nowy utwór na pisaninie ,które niepozornie stało w kącie salonu..<br />
Świece i kadzidełka dogasały z wolna.<br />
Udając się na balkon nachyliłem się nad Milenę i delikatnie ucałowałem jej dłoń, zimną i miękką niczym wełna.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
znaczek info

Aby dodać komentarz musisz się zalogować.


znaczek info

Brak komentarzy.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Bez tych plików serwis nie będzie działał poprawnie. W każdej chwili, w programie służącym do obsługi internetu, można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji w Polityce prywatności.

Zapoznałem się z informacją