i lubieżnych z podartym oddechem,
niech rozleją się w ciszy odległej,
czarnym spłyną niech atramentem.
Niech ciepłego sumienia nie brudzą,
chociaż trawy przez chwilę zapłaczą,
nad istnieniem, nad sensem, ułudą
i nad dolą niczyją tułaczą.
Nie dotykaj a spojrzyj za siebie,
na twarz bladej i żądnej nicości,
trop zgubiła twój, widzisz? gdzie nie wie
i niechcianym nie będzie już gościem.