bzy spoglądały jak na pożegnanie,
gdzieś łza spłynęła nam w czułych objęciach
a świerszcze jakoś tak inaczej grały.
I tylko olchy jak drwiną patrzyły,
chociaż okryte już wieczornym kocem
w ciemnej czeluści zaraz się ukryły
a może tylko we wspomnieniu nocy.
Przez drogę czułem oddech twój gorący
co naraz zagasł i w chłód się przemienił,
chociaż świeciło jeszcze senne słońce
niepokój błądził pośród tej zieleni.
Wtedy nie wracaj cicho powiedziałaś,
wyniosłe w górze leciały żurawie,
czyż nie kochałaś, czy kochać przestałaś?
żal cicho spłynął między gęste trawy.
Na dróg rozstaju olchy czarne stały,
obie te same co koło nas były
i usłyszałem jak one się śmiały
i jak z miłości pięknej sobie drwiły.