postać dziewczyny ze snu,
to myśl uparta dziewczę zadręcza
i nowe łzy płyną znów.
W śnie zapomnianym dziewczyna miła,
utknęła daleko tam,
chciała być jawą, lecz tylko się śniła,
snu z jawą szukała bram.
Kto wyprowadzi przepiękne dziewczę,
drogą na jawę ze snu?
Bramą miłości, bramą radości
i przyprowadzi o tu?
– Podaj dziewczyno mi swoją rękę,
w twych uczuć gorącym żarze,
skończymy zaraz twoją udrękę,
świat cały ci pokażę.
– Tutaj są różne ludzkie podłości,
tam – podeptane marzenia,
rozwiane z wiatrem małe radości
i pełna czara cierpienia.
– Spójrz teraz dalej, lecz ona płacze,
tęczowe łzy ciurkiem płyną
i upadają miękko na ziemię,
tak jak marzenia gdy giną.
Kiedy na ziemię łzy jej spływały,
to wyrastały kwiaty jedne – zbyt niskie,
drugie – przepiękne,
jakoby dwa różne światy.
– Kimże ty jesteś dziewczę prześliczne,
co ziemia do ciebie się śmieje?
Choć wieczór teraz na dworze późny,
przy tobie cały czas dnieje.
– Pójdźmy dziewczyno dalej troszeczkę,
gdzie żyją ludzie prości,
życie trudności im nowe piętrzy
a w oczach tyle miłości.
– Popatrz na dziecko – biegnie szczęśliwe,
łaknie z ochotą świata
a w oczach jego szczęście dostrzeżesz,
niech szczęście to będzie przez lata.
– Pytasz:przez lata – czy to nie mało?
Lecz łzy już twoje nie płyną,
– szczęście na zawsze – mi powiedziałaś,
– radości niech nigdy nie giną.
Za nami kwiaty tobą zakwitłe,
jakoby barwne motyle,
przed nami miłość na białym koniu
i piękne życia chwile.
idziesz i oto one się śmieją,
do mnie a może do ciebie,
kiedy w twe oczy tylko spoglądam,
to tęczę widzę na niebie.
Noc jest wokoło,świat śpi już cały
a my idziemy po łące,
powietrze gęste, drżące, upojne
i wszystko tobą pachnące.
Kwiecistą pościel w krąg rozścieliłaś,
jakoby dywan ze snu,
swoją miłością noc rozjaśniłaś,
zapachem białego bzu.
Pachniały kwiaty nam tamtej nocy,
pachniały nam tam i tu,
ty spoglądałaś mi prosto w oczy,
mozaiką przepięknych słów.
Rankiem po deszczu świeciło słońce,
– gdzie tęcza? Spytałem ciebie,
– patrzysz na niebo a spojrzyj na mnie,
tęczę masz obok siebie.
– Po deszczu zawsze możesz mnie dostrzec,
po deszczu gdy świeci słońce,
ja z kropelkami spłynę do ciebie,
będziemy znowu na łące.
Dzisiaj gdy tęczę widzę na niebie,
to czuję znów zapach bzu,
podaję rękę, prowadzę ciebie,
jakoby z pięknego snu.
Zawsze po deszczu w słońca promieniach,
spływasz z cichutkim westchnieniem
wtedy po łące boso stąpamy
jako z miłosnym spełnieniem.