na sanki Jasiek się wybrał,
chociaż przy młynie mróz wtedy świszczał,
to w rzece przerębla była.
Przy młynie Cyrla wtedy mieszkała,
dobrem piękna jak róża
i Jaśka ona tak przestrzegała,
– spojrzyj, zobacz jak duża.
Jasiek nie słuchał Cyrli żydówki,
buzia niegrzecznie się śmiała,
mówiła – wracaj szybko do domu
i odprowadzić go chciała.
Ale znów zjechał z góry po lodzie,
twarz mu uporem płonęła,
tym razem skręcić nie zdążył w porę,
przerębla go wciągnęła.
I w przerażeniu Cyrla patrzyła,
jak rzeka Jaśka zabrała,
łzy jej potokiem z twarzy płynęły,
– pomocy,– pomocy, wołała.
Przybyli chłopy z bosakami
i stary kuł lód i młody,
lecz Jaśka w rzece nie znaleźli,
już nurt go porwał wody.
Szukali wszyscy w wieczór i nocą,
kobiety głośno płakały,
bladym porankiem, następnym zmierzchem,
zmęczeni, zziębnięci ustali.
Lecz trzeciej nocy gdy Cyrla śniła,
jej biały ptak się ukazał,
nad lodem krążył i tuuuuu on robił,
tuuuuu że jest Jasiek on wskazał.
I Cyrla poszła znowu do chłopów,
o miejscu tym powiedziała,
by tam ostatnią dziurę wykuli,
o to poprosić ich chciała.
i Przyszli chłopy znów z bosakami
i gdy się południe miało,
to tam gdzie Cyrli ptak się ukazał,
Jaśka znaleźli tam ciało.
I właśnie wtedy nad biednym Jaśkiem,
wieś Orłów zapłakała,
i choć minęło lat już tak wiele,
to pamięć pozostała.