szło nocą pośród gwiazd blasku
w białej sukience, włosy rozwiane,
znikała zawsze o brzasku.
Jakoby biała, gęsta zasłona,
dzień dla niej jakoby mgła,
nocą w tej samej białej sukience,
tą samą drogą szła.
Podszedłem wolno zapytać chciałem,
co robi nocą tak późno,
lecz jej za chwilę już nie widziałem,
szukałem długo na próżno.
Następnej nocy przy drodze stałem
a za mną chłodem powiało
a kiedy głowę swą odwróciłem,
przede mną dziewczę to stało.
–Czemu mnie szukasz co dzień po nocy?
Czy mgłę możesz ująć w ręce,
jak będę chciała to nie zobaczysz,
mnie ani razu już więcej.
–A kiedy zechcę to wiatr przywołam,
lub świt mnie blady skryje
i twoje oczy mnie nie dostrzegą
i więcej oczy niczyje.
–Nie chciałem niczym ciebie obrazić,
lecz tylko z bliska spojrzeć
i spytać czemu cię nocą widać
a rankiem nie można dojrzeć.
–Więc dobrze – mówi o tam – wskazała
i ręką krąg zatoczyła
a wtedy chatka się ukazała
i ona w tej chatce jak śniła.
–O ukochanym nocą śniłam
a dniem go tutaj czekałam,
jakże ja wtedy bardzo tęskniłam,
jakże ja wtedy płakałam.
Znowu dziewczyna krąg zatoczyła
i wyciągnęła swą dłoń
i oto piękny młodzieniec siedzi
a niesie go biały koń.
–Czy to twój miły – cicho spytałem,
lecz ona wtedy płakała,
więc ja umilkłem i poczekałem,
aż ona płakać przestała.
–Wtedy ostatni raz go widziałam,
popatrz jak chustą machałam,
za dnia tęskniłam, nocą nie spałam,
płakałam i tylko płakałam.
–Popatrz tam dalej, już ci odkryłam,
przepaść mnie tamta wołała
i tamtej nocy w przepaść skoczyłam
i lata w niej długie spałam.
–Pytasz się czego nocą mnie widać
a niknę tylko gdy dnieje,
popatrz nad ziemię tam dom mój stoi,
a w nim tęsknoty wiatr wieje.
–Popatrz – mi mówi oto tam wiedzie,
lecz głos dziewczęcia już drży,
na białym koniu młodzieniec jedzie,
a koń wesoło rży.
Dziewczę stęsknione drogą pobiegło,
młodzieniec z konia zeskoczył
i wpadli naraz w objęcia swoje,
szczęśliwe spotkały się oczy.
Kiedy czasami chodzę tą drogą,
widzę jak spacerują
albo na białym koniu przepięknym,
po łąkach galopują.