Siedzi przy stole,zowu pijany!
Zerwał się nagle,krzyczy coś w gniewie.
Co on wyprawia, tłucze sam siebie!
I pięścią pękatą okłada sie rrówno.
-Jak mogłeś huju wpaść w takie góno!!
Ikrzyczy w amoku, na gębie bordowy:
-mleko won pić i to od krowy!
Chwilę tak walczył, wciąż sam ze sobą.
Aż w końcu sam sobie potakuje głową.
-Tak,od jutra nie piję,będę dumny z siebie.
Ot niespodzianka, żona jeszcze nie wie.
I lejąc sam sobie kielich za kielichem,
wspomina libacje z Frankiem,Rychem,Zdzichem.
Postanowienie jest, ta mysl najwazniejsza.
A głowa tym czasem wciąż robi się cięższa.
Tak siedząc przy stole, z sobą wciąż rozprawia.
Od czego on zacznie życie swe naprawiać.
-Najpierwej to musze żone swą przeprosić,
Postanowienie swe z dumą jutro jej ogłosić.
-I znowu zobaczy we mnie swego księcia.
A nie tego huja co się nad nią znęca!
Już nigdy złego słowa o niej nie wypowiem,
i przysigę małżeńską w kościele odnowie.
O trzeźwości swej marzy, lecz polewa sobie.
A od wódeczki już szumi mu w głowie.
Już język się mieli,w żołądeczku kreci.
Aż w końcu żygnął! Tym występ swój zwieńczył.
Rano żona go budzi, bardzo czymś przejęta.
-Od dzisiaj nie pijesz. Mówi uśmiechnięta.
-Podaj piwo kobieto.Syknął skacowany.
-Ty mi wierzyłaś, przecież byłem pijany!